Wiele thrillerów opowiada o poszukiwaniach zaginionych osób, które przeradzają się w prawdziwą pogoń za prawdą. „Bardzo złe miejsce” to jedna z tych książek, które wciągają jak bagno, a po drodze kilka razy wypluwają i wciągają ponownie, by na sam koniec pozostawić czytelnika z wielkim „mindfuckiem”. Nie będzie to długa recenzja, ale bardzo konkretna: przeczytajcie to!
David Racker nie zawsze działa zgodnie z prawem, ale skutecznie prowadzi poszukiwania zaginionych osób. Policja za nim nie przepada, jego zdziwienie jest więc ogromne, gdy Melanie Craw prosi go o pomoc w odnalezieniu jej ojca, cenionego emerytowanego policjanta. Leonard Franks wyszedł po drewno do kominka i zniknął bez śladu. Craw podejrzewa, że mogło mieć to związek ze starą sprawą, której przyglądał się Franks, by dorobić sobie na emeryturze. Raker przyjmuje zlecenie, jednak ani on, ani Craw nie mają pojęcia, że rozpoczynając poszukiwania znajdą się w ogromnym niebezpieczeństwie. Z czasem nie wiadomo już, komu wierzyć, komu ufać, a wychodzące na jaw sekrety mogą zniszczyć życie wielu osobom…