Mam na imię Ewelina, mam 22 lata i jestem molem książkowym. Czytam już od… dawna? Ale jak właściwie zaczęła się moja przygoda z książkami? Zainspirowana wyzwaniem Jadwigi z bloga Zajęcza Nora, postanowiłam opowiedzieć Wam moją historię, czyli książkowy pierwszy raz. Lub pierwsze razy…
A więc, wszystko zaczęło się od… Hm. Nie mam zielonego pojęcia, od czego. Nie jestem w stanie wskazać jednego momentu, który zadecydował o tym, że zakochałam się w książkach i zaczęłam czytać. A jeżeli taki istnieje – najzwyczajniej w świecie go nie pamiętam. Dlaczego? Bo… czytam od zawsze!
Książka towarzyszyła mi odkąd pamiętam, a nawet i jeszcze wcześniej. Gdy moją mamę nachodzi nastrój na wspomnienia, często przytacza historie o tym, jak to każde jej wyjście do sklepu kończyło się wizytą w księgarni i kupnem nowych książeczek dla mnie. Najpierw były to typowo dziecięce publikacje – zwierzątka, jakieś księżniczki, dużo obrazków i tak dalej. Ja, zafascynowana, oglądałam wszystko i niejednokrotnie, ku uciesze rodzinki, udawałam, że czytam, w swoim, nikomu nieznanym języku.
Potem przyszła kolej na wydawnictwa bardziej „dorosłe”. Gdy nie umiałam jeszcze czytać sama, ale pałałam chęcią do poznawania różnorakich historii, prosiłam moją mamę, by mi poczytała. W tamtym czasie dużo chorowałam i szczególnie wtedy chciałam słuchać opowieści. W pamięci utkwiły mi mocno baśnie braci Grimm oraz Andersena, których namiętnie słuchałam wciąż i wciąż i wciąż…
Kiedy nauczyłam się czytać – a nastąpiło to dość szybko, bo miałam ogromną chęć robić to bez pomocy innych – sama zaczęłam sobie szukać lektur. W podstawówce byłam tak częstym gościem szkolnej biblioteki, że w końcu panie bibliotekarki na mój widok załamywały ręce i ubolewały, że przeczytałam już wszystko, co było dostosowane do mojego wieku i nic więcej nie mogą mi zaproponować. Z tamtego czasu pamiętam moje zaczytywanie się „W pustyni i w puszczy”, które dorwałam jeszcze zanim powinnam była czytać je jako lekturę. Zakochana byłam także w „Ani z Zielonego Wzgórza” – przeczytałam kilka razy wszystkie części i do tej pory mam je na półce. Nie mogę zapomnieć w tym miejscu o Harrym Potterze, również przeczytanym kilkakrotnie. Pamiętam też, że dostałam w którejś klasie wyróżnienie za największą liczbę przeczytanych książek w ciągu roku szkolnego – było to coś koło 200 (!) pozycji. A teraz stawiam sobie wyzwania w postaci 50 książek w ciągu roku kalendarzowego i to wydaje mi się dużo…
Gdy przekonałam się, że szkolna biblioteka nie jest w stanie zaoferować mojemu głodnemu nowych historii umysłowi nic więcej, postanowiłam zacząć terroryzować panie z biblioteki publicznej. Byłam tam częstym gościem i co i raz przynosiłam do domu stosy kolejnych książek. I czytałam, czytałam, czytałam… Namiętnie i dużo.
Z biegiem czasu zaczęłam sobie wyrabiać gust czytelniczy i z przypadkowo wybieranych w bibliotece książek coraz częściej podchodziłam do regałów z kryminałami, thrillerami czy horrorami – wygląda na to, że mrok fascynował mnie od zawsze. Odkryłam, co najbardziej lubię czytać, jacy autorzy mi podchodzą i uczyniłam to punktem wyjścia do poszukiwania nowych lektur i odkrywania kolejnych książkowych światów. I tak oto stałam się fanką tego, co nadnaturalne, mroczne i budzące grozę w szczególności, choć pozostaję otwarta na nowe doznania.
Mijał czas, przeminęła podstawówka, gimnazjum, nastało liceum i etap powolnego myślenia o studiach. Jako że w wieku 16, 17 lat niewiele osób wie, co chce robić w życiu, szukałam swojego miejsca w świecie i wymyślałam coraz to nowe kierunki, w których mogłabym iść. Wiedziałam na pewno, że jestem humanistką z krwi i kości i wszelkie matematyki, fizyki i techniki odpadają, zaczęłam więc zastanawiać się nad psychologią czy dziennikarstwem ze specjalizacją fotografia prasowa – bo, poza książkami, moim hobby była i jest fotografia (co możecie zauważyć na blogu i instagramie). Moja mama jednak jak mantrę powtarzała mi, że idealnym kierunkiem dla mnie będzie informacja naukowa i bibliotekoznawstwo, a ja broniłam się nogami i rękoma przed składaniem tam papierów. Praca w bibliotece jawiła mi się bowiem jako uosobienie nudy i wszystkiego tego, czego w życiu nie chciałabym robić – mimo oczywistej miłości do książek. Tak jakoś jednak wyszło, że koniec końców na owym bibliotekoznawstwie wylądowałam, obroniłam licencjat i w tym roku akademickim będę bronić (oby!) magisterkę na edytorstwie. I odnalazłam swoje miejsce, bo kocham książki nie tylko za ich treść, ale także za fizyczną formę, gdzie indziej mogłabym więc być, jak nie w miejscu, w którym uczą nas książki tworzyć?
Tak oto przedstawia się moja historia. Miłość do książek zaszczepiła we mnie moja mama, sama czytająca namiętnie w młodości, i dziękuję jej za to. To ona otworzyła przede mną świat pełen cudów, magii, intrygujących bohaterów i fascynujących zdarzeń, dzięki którym mogę odciąć się od rzeczywistości i uruchomić wyobraźnię. Bo warto czytać!
A jakie historie wiążą się z Waszymi pierwszymi razami? Jak to się zaczęło? Macie książki, które wspominacie z nutką nostalgii? 🙂
Zapraszam do dyskusji i, oczywiście, do wzięcia udziału w wyzwaniu! 🙂
200 książek w ciągu roku szkolnego? No nie powiem, jestem pod wrażeniem 🙂
Też myślę o wzięciu udziału w wyzwaniu, ale jakoś ciężko mi się zmobilizować 😀
Sama jestem, jak teraz o tym myślę 😀 szkoda, że teraz tak nie umiem, haha 😀
Bierz, bierz, fajna zabawa! 😀
Piękna historia… Aż 200 książek?! Łał. Gratuluję.
Cieszę się, że udało ci się powiązać swoją przyszłość z książkami, mam nadzieję że na samych studiach się nie skończy 🙂
Pozdrawiam
Jadwiga z Zajęczej Nory
Dziękuję! 😀
Też jestem pod wrażeniem tych 200 książek… Moim rekordem jest bodaj 75 pozycji przeczytanych w ciągu roku (a czytałam wtedy dzień w dzień i nie robiłam zbyt długich przerw między książkami) i przyznam, że nie jestem sobie w stanie wyobrazić tego, w jaki sposób dałaś radę aż tyle przeczytać. oO
(ale podziw, fejm, brawa!)
I trzymam kciuki za obronę magisterki. 😉 We wrześniu podchodzisz do egzaminu? 😉
Haha, ja też nie wiem, jak tego dokonałam 😀 ale 75 to też bardzo ładny wynik!
A dziękuję 😀 ale egzamin dopiero w przyszłym roku, od października zaczynam ostatni rok studiów i jestem w trakcie pisania pracy, mam nadzieję, że jakoś to pójdzie 😀
Ach, faktycznie… (paca się w czoło) W takim razie kciuki po prostu będę trzymać nieco później. 😀
Wow! Te 200 książek naprawdę robi duże wrażenie 😉
Haha, szkoda, że teraz ciężko mi dobić do takiego wyniku 😀