Dystopia z miłością w tle… czy może raczej miłość z dystopią w tle? Ile czego mamy w tej historii i czy proporcje nie są aby naruszone?
Odnoszę wrażenie, że tak, jak swego czasu przyszła do nas moda na wampiry i paranormalne romanse, tak teraz hitem literatury młodzieżowej stały się opowieści osadzone w przyszłości niewiele mającej wspólnego z powiedzonkiem „I żyli długo i szczęśliwie”. Antyutopijna przyszłość, romans i oczywiście bohaterka stawiająca czoła systemowi i całemu złu, jakie wyrządził w tym nowym, smutnym świecie – brzmi znajomo?

Debiutancka powieść Tahereh Mafi, Dotyk Julii” to historia dziewczyny, której dotyk zabija. I właściwie na tym mogłabym zakończyć opis fabuły… Albo dodać do niej jeszcze wizję partii rządzącej wszystkim i mającej pod kontrolą cały świat, o którym nota bene nie wiemy właściwie nic poza tym, że jest zupełnie inny od tego, który znamy teraz. Mam wrażenie, że autorka zainspirowała się złymi wróżbami ekologów o nieodwracalnych zmianach spowodowanych destrukcyjnym działaniem człowieka. Partia owa o wdzięcznej nazwie Komitet Odnowy zamyka Julię w szpitalu psychiatrycznym ze względu na jej odmienność i stanowienie zagrożenia dla innych ludzi. Dziewczyna spędza w zamknięciu dwieście sześćdziesiąt cztery dni, kiedy nagle przydzielony zostaje jej współwięzień. Tak, mężczyzna. Do jednej celi. Następnie do gry wchodzi bunt i miłość… Na tym już naprawdę mogę zakończyć opis fabuły, bo dalszy ciąg jest tak przewidywalny, że nie da się tu nawet rzucać spoilerami.
Bohater (nie)idealny
Jak często to bywa w powieściach tego typu, narrację mamy pierwszoosobową i prowadzoną w czasie teraźniejszym. Dzięki temu możemy dogłębnie poznawać przemyślenia głównej bohaterki i co za tym idzie – ją samą. Szczerze – nie umiałam się zidentyfikować z Julią w żaden sposób. Jest zbyt.. idealna. Zbyt dobra, zbyt papierowa. Niby cierpienie uszlachetnia – w jej wypadku specyficzny dar nie przysparzał w życiu szczęścia, więc powodów do radości wielu nie miała – ale tutaj główna bohaterka została przedstawiona jako nieustraszona bojowniczka, gotowa ocalić świat, twardo stojąca po stronie dobra i nie mająca żadnych wątpliwości co do tego. Niezbyt to ludzkie.
Inni bohaterowie zresztą są skonstruowani na bardzo podobnej zasadzie – jak kryształowo dobry Adam, ryzykujący tak wiele i nie wahający się przed niczym, ideał, rycerz na białym koniu i kolejny Edward ze „Zmierzchu”. Żadnej rysy na charakterze, żadnego ludzkiego akcentu z prawdziwego zdarzenia. Żadnej psychologii.
Czarny charakter – Warner – jest tylko czarnym charakterem z typowym objawem szaleństwa i niepoczytalności – tutaj także mamy skrajność i właściwie nic ciekawego w tej postaci znaleźć się nie da. Nie jest interesujący ani pociągający – jest płaski i również brak mu „krwistości”, życia, ludzkiego pierwiastka. Psychologii postaci także próżno się tu doszukiwać.
Zawartość świata w świecie
Jeśli chodzi o świat przedstawiony to wiemy tyle, że… istnieje. I że ziściły się prognozy ekologów, globalne ocieplenie stało się faktem, a zasoby naturalne wyczerpują się z zawrotną szybkością. I nic więcej na ten temat powiedzieć się nie da, ponieważ autorka nie zadała sobie trudu, by pokazać nam świat, w którym żyje Julia – a szkoda. Trudno wyobrazić sobie całą akcję i wczuć się w nią, kiedy nie wie się, jak naprawdę wygląda sytuacja i otoczenie, w którym się znajdujemy.

Akcji nie da się nazwać wartką – do mniej więcej połowy książki są to opisy odczuć bohaterki, poznajemy jej przeszłość i dowiadujemy się, jak to się stało, że została odizolowana. Następną połowę wypełnia opis romansu rozwijającego się między Julią a Adamem, przetykany próbami Wernera zwerbowania bohaterki na ciemną stronę mocy. Ani trochę oryginalne, ani trochę odkrywcze – wszystko, co dzieje się w tej książce, ktoś już gdzieś napisał. Przyszłość i partia trzymająca wszystko w ryzach i poczynająca sobie jak chce? Ot, przykład z tej samej półki – „Igrzyska śmierci” czy „Intruz”. System mający na celu zbudowanie świata od nowa? Też jakby znajome… Poza tym wszystko to jest naiwne i w pewnym stopniu naciągane, a także nie do końca realne, nawet gdy weźmiemy pod uwagę, iż jest to powieść fantastyczna. Ubolewam, że autorka nie poświęciła więcej czasu i stron swojego tworu na rozbudowanie wątków antyutopijnych, zamiast skupiać się głównie na wyidealizowanym romansie dwójki bohaterów…
…który również jest naiwny. A także cukierkowy i naciągany. Dwoje ludzi spotyka się po długim czasie i nagle okazuje się, że łączy ich wielka miłość. Niby nic strasznego, ale… Julia przez całą powieść zachowuje się jak typowa egzaltowana nastolatka, nie dowierzając wyznaniom swojego wybranka i co najmniej kilka razy w ciągu trwania historii dopytuje go, dlaczego niby mu na niej zależy i za każdym razem reaguje na jego wyznania, jakby pierwszy raz je słyszała. Adam oczywiście skwapliwie wyjaśnia i nie wykazuje ani odrobiny irytacji, bo to złoty chłopak przecież. Zęby bolą, słowo daję. Oczywiście zrozumiałe jest, że bohaterka przeżywa całkowicie nowe doznania, bo – przypomnijmy – nikt nie może jej dotknąć bez ryzykowania życiem – ale jednak nie jest to przedstawione do końca wiarygodnie.
Grafomani są wśród nas
Sprawą natomiast, która zdecydowanie przyćmiła wszystkie wymienione wcześniej usterki i cechy utworu, jest język, którego specyficznym nazwać się na pewno nie da. Jedyne słowo, które przychodzi mi na myśl, to grafomania. I o ile jeszcze przekreślanie wyrazów można uznać za zabieg ciekawy, pokazujący emocje targające Julią, chaos w jej duszy i problemy, z którymi się zmaga, to stylu pełnego dziwacznych porównań i metafor w co drugim zdaniu tak nazwać się nie da. Co jakiś czas wybuchałam śmiechem, czytając o „oczach niebieskich jak kwitnący siniak” i czując się, jakbym miała w ręku coś silącego się na poetyckość, ale – nie wyszło. Otrzymaliśmy natomiast przerost formy nad treścią ani trochę nie wywołujący głębszych emocji, jakie w zamierzeniu autorki zapewne miały nami targać podczas śledzenia przygód Julii.
Końcówka historii jednoznacznie wskazuje na to, że czytamy początek serii i jak wiadomo, powstało jeszcze kilka powieści o przygodach Julii w dystopii. Osobiście po dalsze części nie sięgnę , nie czuję się przekonana do samej historii ani do stylu autorki, który jest męczący i niestrawny. Ewidentnie widać, że powieść skierowana jest do młodszych czytelniczek i zgaduję, że trafia w ich potrzeby zapewniania o idealnej miłości i poświęceniu w świecie, gdzie wszystko jest albo białe, albo czarne. Mnie to nie przekonuje, niestety. Gdyby potraktować tę książkę nie jako historię o antyutopijnym świecie, a o uczuciach, nie obroniłaby się nawet jako romans – nic ciekawego w nim nie ma, a znajduję tu tylko przewidywalność i naiwność.
Podsumowując: debiutanckiej powieści Tahereh Mafi nie polecam, jest wiele lepszych książek zarówno o miłości, jak i o antyutopijnych światach (jak recenzowane przeze mnie Futu.re), napisanych strawnym językiem. „Dotyk Julii” nie wniesie nic wartościowego ani nowego do waszego życia, więc bez żalu odpuśćcie sobie tę lekturę.
Ładna okładka, szkoda tylko, że nie kryje się za nią nic interesującego. Będę ją omijać szerokim łukiem. 😉
Okładka ciekawa, fakt, ale treść już nie bardzo 😀
To brzmi jak coś, czego nie chcę czytać… Przyznam też, że gdy ujrzałam zdanie: ,,(…) to historia dziewczyny, której dotyk zabija” – przed oczyma moimi stanęła bodaj pierwsza część filmu ,,X-men”. Tam też była taka bohaterka, z tym, że ona o swoich ,,zdolnościach” dowiedziała się podczas pierwszej rozbieranej randki, kiedy przypadkiem prawie zabiła (albo zabiła? Przyznam, że nie pamiętam do końca) swojego chłopaka.
Więc tak z ciekawości: Julia ma podobny problem, tzn. zabija ludzi od razu czy trzeba trochę poczekać od momentu dotknięcia na śmierć? I czy dotyk przypadkowy-przelotny, np. w tłumie, w autobusie, też zabija, czy musi być dotykiem z wyraźnym podtekstem, intencją, zamiarem?
[spogląda ciekawie]
Ha, a to dobre pytanie 😀 rzucam ostrzeżenie o [SPOILERZE], lepiej się ubezpieczyć, a teraz jadę z odpowiedzią.
Nie wiadomo, czy trzeba czekać na śmierć, ponieważ Julia nikogo nie zabiła poza dzieckiem jeszcze za czasów szkoły. Osoby, których dotykała.. okazywały się albo niewrażliwe na jej dotyk 😀 na przykład Adam, niespodziewane, prawda? 😉 albo jedynie cierpiały. Co do przypadkowości dotykania… Chyba nie musi być intencji, bo ostrzegała Adama, żeby jej nie dotykał. Wprost nic nie powiedziano… A w szpitalu czy tam więzieniu wszyscy chodzą poubierani po samą szyję, nie wiadomo w sumie czy p to, by się chronić przed atakiem Julii, czy przed przypadkowym jej dotknięciem. Więcej danych jednak brak 😀
Tak jak kiedyś już gdzieś pisałam, ta książka nie wnosi zbyt wiele do życia, w stu procentach się z tym zgadzam, ale jest to proste czytadło, które czasami naprawdę pomaga zapomnieć o wszystkim. 🙂
http://lubimyczytac.pl/aktualnosci/5651/okiem-christiana-g
Pamiętasz swój Prima Aprilisowy żart? Wykrakałaś!
PS. Jak tworzenie pracy dyplomowej? 🙂
O nie! Mea culpa 😀 całe szczęście, że nie jest to dokładnie to, o czym napisałam, wtedy byłaby już kompletna tragedia… 😀
A tworzenie pracy… Powoli, ale do przodu, jakoś może dam radę… Dzięki! 🙂